Pani Julia 56 lat
Wylew, problemy ze stawami i powikłania posterydowe – to tylko niektóre z problemów zdrowotnych, które dotknęły Pani mamę.
Pani Julia: Mama ma 77 lat. Jeszcze kilka lat temu cierpiała na wiele różnych schorzeń. Zaczęło się od wylewu, który przeszła w wieku 42 lat. Po nim opadła powieka. Później doszedł gościec czyli zapalenie stawów. Leczenie odbywało się przy pomocy sterydów. Wszystkie podawane leki wywołały u niej cukrzycę. Do tego doszła stopa cukrzycowa z trudno gojącymi, otwierającymi się ranami oraz nietrzymanie moczu, na które dostawała aż trzy różne lekarstwa. Łącznie ma za sobą 8 lat przyjmowania wielu leków i 5 lat dawkowania insuliny.
To wszystko musiało wpłynąć także na kondycję psychiczną i normalne, codzienne funkcjonowanie, prawda?
Co jakiś czas mama leżała po 3 miesiące w szpitalu psychiatrycznym. Jadła wszystko w dużych ilościach, co doprowadziło do znacznej nadwagi. Jadła i spała, jadła i spała. Doszło do tego, że poruszała się na wózku inwalidzkim. Otrzymywała także leki psychotropowe, które wywołały nerwowe tiki. Co jakiś czas mama trafiała na oddział psychiatryczny. Pobyty trwały nawet po 3 miesiące. Stała się osobą, która wymagała stałej opieki i pomocy w codziennych czynnościach. Leki na jedno schorzenie wywoływały inne choroby, na które otrzymywała kolejne lekarstwa. To było błędne koło. Byłam przerażona. Myślałam, że problemy neurologiczne się jej nie cofną.
Tradycyjna medycyna wydawała się być bezsilna…
Tak. Bardzo chciałam mamie pomóc, żeby mogła normalnie funkcjonować. Jednak było mi trudno, bo mocno wierzyła w lekarzy i przepisywane lekarstwa. Najbardziej martwiła mnie choroba psychiczna. Dużo czytałam zagranicznej literatury medycznej. Szukałam informacji z zakresu psychiatrii oraz antydepresantów, których nie chcieli odstawić lekarze. Zdecydowaliśmy się jednak na to mając świadomość, że proces wychodzenia z leków jest powolny i długotrwały. W 2019 roku na jakiś czas przejechaliśmy do Polski (nie mieszkamy tu na co dzień). Tutaj lekarz specjalista przygotował mamie pełną suplementację, by nie cierpiała na zespół odstawienny. Stopniowo wprowadziłam też mamie dietę i post, a także plan ćwiczeń. Rozpoczęłyśmy też intensywne wizyty w komorze normobarycznej.
Skąd pomysł na sesje tlenowe?
O komorach normobarycznych dowiedziałam się przypadkiem. Pewnego dnia znalazłam artykuł na ich temat. Byłam ciekawa, jak takie urządzenie zadziała na organizm. Pierwszy raz wybrałam się z mamą na sesję tlenową latem 2019 roku.
Jak wizyty w komorze wpłynęły na samopoczucie Pani Heleny?
Pamiętam, że bardzo często chodziłyśmy do komory. Uważam, że sesje pomogły mamie w wielu aspektach. Minęły nerwowe „tiki”, polepszył się uścisk w ręce, powieka po wylewie podniosła się do góry. Byłam w szoku, kiedy lekarz oznajmił mi, że całkowicie wycofała się u niej cukrzyca. Dzięki regularnym sesjom, diecie i ćwiczeniom schudła 20 kg. Rana stopy cukrzycowej zaczęła się z dnia na dzień goić. Okazało się, że po 30 latach cofnęło się jej nietrzymanie moczu. Dla mnie to zadziwiające, bo u starszej osoby jest to praktycznie niemożliwe.
Obecnie mama uprawia nawet jogę. Potrafi sama o siebie zadbać, sama wychodzi na spacery. Niesamowita poprawa. Jestem przekonana, że wizyty w komorze przyspieszyły u niej proces regeneracji. Z całego serca z mamą polecamy wizyty w komorze normobarycznej. Szczególnie tym, którzy wątpią, że może działać. Mama jest idealnym przykładem, że tak właśnie jest.
Czy po tak częstych wizytach, jakie odbywała Pani w komorze ze swoją mamą, zauważyła Pani jakieś pozytywne zmiany także w swoim organizmie?
Nie używam żadnych kosmetyków, ani nie korzystam z zabiegów kosmetycznych, jednak już po kilku wizytach zauważyłam, że poprawił się stan mojej skóry. Cera stała się jaśniejsza i dotleniona. Dodatkowo po każdej sesji mam więcej energii oraz lepiej śpię. Jakiś czas temu bolały mnie kości z powodu braku witaminy D. Pomyślałam, że może warto – oprócz suplementacji – wziąć udział w kilku normobarycznych sesjach tlenowych. Pozytywny efekt przyszedł natychmiastowo.
Dwugodzinna sesja to czas relaksu i wyciszenia…
Zdecydowanie tak. Podczas sesji w komorze normobarycznej przeważnie słucham muzyki relaksacyjnej. Jeżeli nikomu nie przeszkadzam, słucham muzyki o określonej wysokości herców lub oddycham metodą Wima Hofa. Szczególnie dobrze działają te oddechy w takim miejscu jak komora, bo oczyszczają organizm z wirusów. Korzysta Pani także z sesji nocnych, prawda? Z całego serca polecam sesje nocne. Mają one wiele plusów. Po pierwsze – jest to świetne rozwiązanie dla osób, które nie mają czasu za dnia przyjechać do komory. Po drugie, jest bardzo ekonomiczne i – co najważniejsze – pozwala na efektywne dotlenienie organizmu. Dla mnie jest to najlepsza opcja.
Komu poleciłaby Pani wizytę w komorze normobarycznej?
Zachęcam – kogo tylko znam – do korzystania z sesji tlenowych. Szczególnie osoby chorujące na cukrzycę, stopę cukrzycową i choroby neurologiczne. Nie mieszkam w Polsce. Zawsze jak mam okazję i wracam do kraju, od razu wykupuję pakiet kilkunastu sesji w komorze – czy to w Osielsku, czy innej komorze w Polsce.
Wspomnę też o moim szwagrze, który miał mieć wykonany zabieg usuwania narośli na twarzy. Zmiana miała charakter nowotworowy. Przed zabiegiem zbadał poziom witaminy D. Był niski. Niedobór witaminy D zwiększa ryzyko zachorowania na różne schorzenia, w tym choroby nowotworowe. Do zabiegu nie doszło, bo jego tętno w tym dniu wynosiło 140. Szwagier zaczął brać bardzo duże dawki witaminy D. Wyjeżdżając za granicę kupiłam mu karnet na sesje do komory i prosiłam, żeby regularnie chodził. Po sesjach w komorze i dawkowaniu witaminy D nie musiał już przechodzić zabiegu. Z kolei moja siostra, po sesjach w komorze normobarycznej, ma tak jak ja dotlenioną skórę. Sprawdziła to, bo z zawodu jest kosmetologiem.