Pani Elżbieta 60 lat
Pandemia ogarnęła cały świat. Każdy z nas ma w otoczeniu najbliższych kogoś, kto przeszedł infekcję. Wielu zmagało się z ciężkimi objawami, niektórzy przegrali walkę z chorobą. Naukowcy ostrzegają, że tzw. manifestacje pocovidowe mogą utrzymywać się przez wiele miesięcy po zakażeniu wirusem SARS-CoV-2. Jak to było w Pani przypadku?
Pani Elżbieta: Żyjemy w czasach pandemii. Dotknęła również i mnie. Zachorowałam, jak mi się wydawało, na „zwykłą grypę”. Przebieg choroby nie był szczególnie ciężki. Pojawiła się gorączka 38.5OC, osłabienie organizmu, katar i ból gardła. Najczęściej infekcja koronawirusem wiąże się z utratą węchu i smaku, jednak u mnie takie objawy się nie pojawiły. Pewnie dlatego nie robiłam testu PCR. Postanowiłam zostać w domu i spędziłam w łóżku cały tydzień. W tym czasie zażywałam leki bez recepty, które zwykle podaje się przy jesienno-zimowych infekcjach. Myślałam, że skoro nie mam typowych objawów takich jak brak powonienia i smaku, zapalenie płuc, kaszel czy trudności z oddychaniem, to jest to po prostu przeziębienie.
Czy podjęte przez Panią metody leczenia pomogły?
Objawy, które uznałam za przeziębienie ustąpiły. Jednak przez wiele kolejnych tygodni odczuwałam chroniczne zmęczenie, cierpiałam na bezsenność, pojawiły się problemy z pamięcią, brak koncentracji i spowolnienie ruchowe. W takim stanie byłam około 2,5 miesiąca i to mnie mocno zaniepokoiło. Poszłam na badania krwi, które pokazały, że mój organizm wytworzył przeciwciała. Oznaczało to, że jestem ozdrowieńcem. W taki sposób dowiedziałam się, że przeszłam COVID-19. Dzięki silnemu organizmowi przechorowałam COVID-19 stosunkowo lekko. Jednak – jak się okazało – o wiele gorsze dla mojego zdrowia były następstwa zakażenia. Przyszło mi się z nimi borykać jeszcze przez długi czas
Co Pani zrobiła, żeby poradzić sobie z powikłaniami?
Szukałam różnych sposobów na wyjście z tej zapaści i tak trafiłam do komory normobarycznej w Osielsku. Spędziłam w komorze wiele godzin bacznie obserwując reakcje mojego organizmu. Już po trzeciej sesji zauważyłam zmiany. Przede wszystkim – odzyskałam jasność myślenia. Powoli mózg wracał do dawnej sprawności. Po drugie – zaczęłam dobrze przesypiać noce. To jest bardzo ważne, bo bezsenność pogłębiała wcześniej uczucie zmęczenia, przez co wpadałam w błędne koło. Nie mogłam spać, więc w dzień byłam przemęczona, a im bardziej czułam się zmęczona, tym trudniej było mi zasnąć. Wreszcie zaczęłam zapadać w sen bez czekania przez wiele godzin, aż on w końcu nadejdzie. Po trzecie – kolejne sesje sprawiły, że czułam się silniejsza i zaczęłam funkcjonować tak, jak przed chorobą.
Czy nadal korzysta Pani z sesji tlenowych?
Żyjemy w zanieczyszczonym środowisku. Codziennie wdychamy „tony” metali ciężkich. Przebywamy w zamkniętych pomieszczeniach, bez możliwości oddychania „pełną piersią” czystym powietrzem. Nasze organizmy potrzebują więc ciągłego wsparcia, by mogły się regenerować i oczyszczać. Dotleniony, silny organizm lepiej sobie z tym radzi. Poza tym nie poddaje się tak łatwo chorobie. Nie chodzi tylko o koronawirusa, ale także o inne schorzenia, które mogą pojawić się wraz z wiekiem czy na skutek oddziaływania na nas skażonego środowiska naturalnego. Uważam, że normobaryczne sesje tlenowe to doskonała profilaktyka, jeśli naprawdę chcemy żyć w zdrowiu i zapewnić zdrowie naszym rodzinom. Minęło wiele czasu od mojej pierwszej wizyty w komorze normobarycznej w Osielsku, a ja nadal (teraz już profilaktycznie) korzystam z dobroczynnych sesji tlenowych w warunkach podwyższonego ciśnienia. Z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, kto boryka się z podobnymi problemami, tę formę wsparcia organizmu.